czwartek, 25 grudnia 2025

Grinch. Jednak będą Święta!


Ćwierć wieku po premierze, obejrzałem po raz pierwszy w życiu film "Grinch. Świąt nie będzie".

Postanowiłem zobaczyć ten film, ponieważ miałem wrażenie, że jest on narzędziem mającym zniechęcać do Świąt Bożego Narodzenia, coś na wzór "Pana Bobka" z bluźnierczego serialu "Miasteczko South Park".

Co zauważyłem w Grinchu?

Główna bohaterka, dziewczynka Cindy pyta swojego taty:
"Tato, a czy nie za dużo aby tych prezentów?"
Jej ojciec odpowiada: "Właśnie na tym polega Gwiazdka!"
Dziewczynka ma wyraźnie strapioną minę...

Scenka na plus, ukazuje bowiem problem: prezenty zakrywają sens Świąt Bożego Narodzenia. Gonienie za nimi, oczekiwanie na nie... A na czym polega tak naprawdę owa "Gwiazdka"? Na radości o wspomnieniu Narodzin Jezusa Chrystusa przecież!

W polskiej wersji filmu (co bardzo ważne), kiedy jest mowa o "Bożym Narodzeniu", a kilka razy pada dokładnie takie określenie, jest to kojarzone z "Gwiazdką", Mikołajem etc. - nigdy z Bogiem. Jest to złe, bo wypacza to, czym są naprawdę Święta, ale... zarazem to dobrze, że tak jest, bo Pan Bóg mógłby być wtedy w tej zwariowanej komedii profanowany.

W pierwszym ujęciu kiedy poznajemy Grincha, widać jego dłoń, którą składa wyraźnie tak, aby ułożyła na chwilkę gest "rogów diabła", czyli znaku szatana. Scenka na plus, bo Grinch jest postacią negatywną. Ten zielony, obrzydliwy dziwak z karaluchami między zębami (co może być domeną Belzebuba, króla much) ma nawet widoczne jakby rogi ułożone z zielonych kołtunów.

Jaki jest Grinch, mówi ta zwrotka, bo w formie wierszyków jest podana ok. 1/3 tego filmu, który zrealizowano na podstawie książki:

"Przytulański niczym kaktus
sympatyczny jak ten wąż
panie Grinch, tyś jabłkiem, które w raju zjadł Ewy mąż."

Scenografia jest kiczowato-wspaniała, Jim Carrey w najwyższej formie, a cała akcja jest może zbyt zwariowana, ale o to chodzi. I momentami można pękać ze śmiechu. Np. w scence opowieści, jak Grinch był mały. Tutaj, przy okazji wspomnę, że Cindy dowiaduje się, skąd się biorą dzieci: zlatują z Nieba! Co prawda, w filmie jest to coś w stylu, że przynoszą je bociany, ale dziewczynka tak wyraźnie podkreśla, że dzieci pochodzą z Nieba, że można to uznać jako... że są Darem Bożym.

Z powodu inności Grinch był na marginesie społeczności. Dlatego zdziwaczał, mieszkał na odludziu, nienawidził innych ludzi i ich tradycji. Nienawidził Świąt i radości. Robił psikusy, szkodził i straszył.

Więc kolejnym wątkiem w filmie może być "inność". Coś, jak w sześć lat młodszym filmie o pingwinie "Tupot małych stóp" - któremu zarzucało się (i słusznie) promocję tolerancji homoseksualizmu. Jednak dziś, kiedy oglądam tego Grincha, a Polska jeszcze żyje tragedią morderstwa 11-letniej harcerki Danusi, pomyślałem sobie, że właśnie takie wyśmiewanie się z Grincha gdy był mały przez swoich rówieśników to jest to. Być może z wyśmiewanych dzieci wyrastają bestie, które mogą rzucić się na bliźniego z nożem?

Finalnie, dzięki działaniom małej Cindy Grinchowi urosło serce. Zło zostało obrócone w dobro: Grinch spowodował, że pragnienie dziewczynki się ziściło: mieszkańcy Ktosiowa zrozumieli, że to nie prezenty są w Święta najważniejsze. Zaczęli się przytulać i wymieniać życzliwościami. Dokładnie, jakby łamali się opłatkiem wigilijnym!

Grinch okazał skruchę za swoje występki i zostało okazane mu miłosierdzie.

Podsumowując: uważam film jednak za niegroźny i pożyteczny, szczególnie jak na dzisiejsze standardy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz